Procedury na lotnisku okazały się proste – Dariusz Piotrowski tak klarownie wytłumaczył urzędniczce paszportowej, kim jesteśmy i po co przyjechaliśmy, że prawie o nic już nas nie pytano.
Pan Shmulik Lahar odebrał nas z lotniska i przejechaliśmy pod szkołę, gdzie czekali na nas izraelscy gospodarze, którzy zabrali nas do domów. Naszym marzeniem w tym momencie było … spaaanie! Niedziela była dniem spędzanym z rodzinami – niektórzy zwiedzali stolicę, inni centra handlowe, jeszcze inni głosowali w ambasadzie, wszyscy obserwowali różnice kulinarne.
Z niecierpliwością czekamy na poniedziałkowe atrakcje.
Urszula Iwaszczuk