Naszym kierowcą był Yusuf – Palestyńczyk, przemiły młody (28 lat) człowiek. Aby dotrzeć do Morza Martwego musieliśmy przejechać przez terytorium palestyńskie, ale spokojnie – to naprawdę bezpieczne miejsca kontrolowane przez państwo Izrael. Po drodze widzieliśmy (z oddali) Jerycho i przedmieścia Ramallah. Przejazd przez Pustynię Judzką zrobił na nas ogromne wrażenie, zwłaszcza osady Beduinów i przejażdżka na wielbłądach podczas postoju. Morze Martwe i plaże przy nim są fantastyczne! Pogoda super (temperatura powietrza 30, temperatura wody 28), woda nigdzie indziej niespotykana i do tego byliśmy w najniżej położonym miejscu na świecie (400 m poniżej poziomu morza). W drodze powrotnej przejeżdżaliśmy obok Masady i Qumran, zatrzymaliśmy się przy fabryce Ahava, produkującej słynne na cały świat kosmetyki z surowców z Morza Martwego . Najpierw obejrzeliśmy krótki film o dobrodziejstwach minerałów pochodzących z tego morza, później kupowaliśmy gotowe produkty w przyfabrycznym sklepie.
Droga na północ okazała się nieoczekiwanie dłuższa niż sądziliśmy – z powodu powodzi (tak, tak, z otaczających dolinę wzgórz spływa w czasie deszczu woda i zalewa drogi) staliśmy w korku prawie dwie godziny. Dotarliśmy w końcu do Tyberiady w Galilei. Nasz hostel, który przypomina hotel wielogwiazdkowy, położony jest tuż nad jeziorem, za którym widzimy Wzgórza Golan, ale o tym jutro.
Urszula Iwaszczuk